Tej jesieni kiedy mogę uczestniczę we wszelkiego rodzaju „świętach”, we Wrześniu byłam na Festiwalu Derenia i zachęcona wybrałam się na Festiwal Dyni do Wrocławia. Pogoda była niesamowita i pewnie dlatego przed wejściem do Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Wrocławskiego ustawiły się gigantyczne kolejki, czekałam na wejście 30 minut. Czy było warto?
Muszę przyznać, że Festiwal mnie rozczarował, liczyłam na kulinarne inspiracje, wrażenia smakowe, albo chociaż ciekawe odmiany dyni… Na stoiskach królowały dynie prowansalskie i hokkaido, można było znaleźć dynie piżmowe i makaronowe, ale nic czego nie kupicie na zwykłych bazarkach. Kulinarnie też nie było szału – dynia daje tak wiele możliwości, można przygotować ciekawe ciasta, przekąski itp., a rzeczy których próbowaliśmy były mało doprawione (np. placek dyniowy ze zdj.) i banalne, wielka szkoda. Organizator podał, że na towarzyszącym kiermaszu będzie ponad 100 stoisk z artykułami spożywczymi, rękodziełem itp. tematycznie związanymi z dynią – a wyszło jak zwykle – dżem mydło i powidło, czyli dużo niezbyt smacznych oscypków z grilla i innych gadżetów, które spotkacie w każdej turystycznej miejscowości jak Polska długa i szeroka…
À propos dżemu na jednym z mniej imponujących straganików, znalazłam kiszone dynie i dżemy dyniowe w różnych wersjach smakowych, wybraliśmy ten z dynią i winogronami + dwa rodzaje kiszonej dyni (makaronowa i zwykła), od tych samych Pań zjedliśmy jeszcze całkiem niezłe ciasto kruche z dynią i kruszonką. Na innych stoiskach były domowe chleby, przetwory, miody, suszone kwiaty (lubię!), oczywiście dynie (, rajskie jabłuszka i różne warzywa, ale w sumie nic nas nie powaliło.
Ogród botaniczny wyglądał przeuroczo o tej porze roku, a sam Wrocław jak zawsze warto odwiedzić, ale jeśli zastawiacie się czy lepiej odwiedzić Bolestraszyce i Festiwal derenia czy zaliczyć Dolnośląski Festiwal Dyni odpowiedź jest prosta – Bolestraszyce i mniej komercji, a więcej smaku!
W związku z małym niedosytem poszliśmy na obiad do Żyznej na ul. Nożowniczej – to miejsce jeszcze nigdy mnie nie zawiodło!!!, potem jeszcze deser w Nanan (tego miejsca nie trzeba specjalnie zachwalać, byłam przeszczęśliwa, że w menu było ciastko z mirabelkami) i Sorrir (tu niestety kolejne tego dnia rozczarowane 🙁 ale spróbowałam tylko jednego ciastka, może następnym razem będzie lepiej) i powrót do Krakowa.
3 komentarze
Dzień dobry,
od kilku dni jestem pod wrażaniem Pani dzieł cukierniczych.
Czy planuje Pani warsztaty w Łodzi.
Z góry dziękuję za odpowiedź
pozdrawiam sedecznie
Kaśka
Dziękuję, bardzo mi miło! 🙂 Aktualne terminy warsztatów znajdują się tu http://candycompany.pl/warsztaty/ , na razie nie planuje odwiedzić Łodzi, ale nie wykluczam jeśli znajdzie się więcej chętnych. Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję za dzielenie się swoją wiedzą, a
także o jego bardzo przydatny, jak również rozsądne.